Pewien wieśniak, podczas żniw, po całodziennej pracy w polu powrócił do domu. Powiedział do żony:
- Jutro w południe na pewno skończę żąć.
A ta dobra kobieta odrzekła:
- Powinieneś dodać: "Dałby Bóg", bo przecież wiesz, że ludzka wola się nie liczy.
- Zapewniam cię, małżonko, że ani Bóg, ani diabeł nie zdołają mi przeszkodzić w skończeniu pracy w południe.
Następnego ranka, o świcie, idąc na pole, wieśniak natknął się na orszak towarzyszący sułtanowi. Jeden z jeźdźców zatrzymał chłopa i powiedział doń:
- Dobry człowieku, nakazuję ci poprowadzić nas na tę górę, którą widzisz tam, w głębi doliny. Sułtan powinien tam stanąć przed zachodem słońca, a my nie znamy drogi.
Wieśniak nie mógł odmówić.
Wrócił dopiero późnym wieczorem. Zapukał do swoich drzwi.
- Kto idzie o tak późnej porze? - zapytała żona
- To ja, twój mąż, dałby Bóg. Otwórz mi, dałby Bóg, bo chcę się położyć i spać, dałby Bóg.